JABŁONIEC 1914
Limanowskie Stowarzyszenie Historii Ożywionej
Aktualności
dodano: 24-01-2021 11:52:04,
odsłon: 1380
PL
Walki Legionów na Limanowszczyźnie we wspomnieniach Wincentego Solka.

     „Pamiętnik legionisty” autorstwa Wincentego Solka wydany w 1988 roku jest bogatym źródłem wiedzy na temat epopei legionowej z lat 1914-1917. Ukazuje życie codzienne w czasach I wojny światowej oraz wielkie bitwy czy wydarzenia z perspektywy szeregowego żołnierza. Wincenty Solek urodził się w 1895 roku w Kielcach i w sierpniu 1914 roku zaciągnął się do Legionów Polskich. Zapisał wiele interesujących informacji na temat walk frontu wschodniego I wojny światowej w okolicach Limanowej. Przytoczone przeze mnie fragmenty dotyczą wydarzeń z przełomu listopada i grudnia 1914 roku.

 

 

 

Bardzo rzadka fotografia przedstawiająca członków Związku Strzeleckiego w okresie przed I wojną światową. Widoczne m.in. mundury strzeleckie wczesnego kroju z prostymi klapami kieszeni oraz ładownice starego wzoru do karabinu Mannlichera wz.1888. Zbiory Marka Sukiennika.

 

     „Piechota nasza może w większym od nas poszczycić się sukcesem, bo w Chyżówkach (pisownia oryginalna-K.C.) zagarnęła cały szwadron Moskali. Piechoty rosyjskiej dotychczas nie spotkaliśmy.”

 

„1 XII. Inna tu wojna. Ciągle jesteśmy w ruchu, a w miejscu stoimy, kręcąc się w kółko. Moskale jednak nie pchają się już naprzód. Główne ich siły stoją zdaje się w Limanowej, koło której my się właśnie kręcimy. Patrolując podeszliśmy już na przedmieście Limanowej, gdzie w parku otaczającym wielką rafinerię nafty stanęliśmy obserwując miasto, ale do zajęcia miasta nie doszło i cofnęliśmy się.

 

4 XII. Wchodzimy wreszcie do Limanowej. Moskale co tylko odeszli, pozostawiając swe kwatery zdemolowane i zanieczyszczone do niemożliwości. Stąd zaraz po zajęciu posłany zostaje do Mszany Dolnej z rozkazem, by tabor ciągnął do Limanowej. Ponieważ Mszanę zastaję już zapchaną wojskiem i taborami austriackimi nocuję w opróżnionej na prędce z gratów żydowskiej drwalce razem z koniem, a to dlatego, aby ze względu na sąsiedztwo nie narazić się na utratę ekwipunku, jak to miało miejsce w Rożkach. Natomiast sam w ciągu tej nocy „zafasowałem” z austriackiego wozu taborowego doskonały płaszcz w zamiarze przerobienia go przy okazji na ułankę, gdyż dotychczas jestem w piechociarskiej bluzie z Kielc.”

 

     „Marszem ubezpieczonym ruszamy w stronę Limanowej, lecz bitwa nie jest skończona, gdyż od strony Marcinkowic w dalszym ciągu słychać strzały, zarówno karabinowe jak i armatnie; widocznie piechota nasza boryka się Moskalami. Po drodze zatrzymujemy się na podwórzu jakiegoś dworu. Widzę, że wnoszą do mieszkania kogoś rannego. Wtem nad naszymi głowami poczynają rwać się szrapnele rosyjskie, co jest dla mnie niespodzianką, gdyż sądziłem, że jesteśmy już poza zasięgiem ich armat. Zmusza nas to do śpiesznego wyniesienia się z podwórza, przede wszystkim w obawie o konie; stajemy w pobliskim małym lasku. Po nawiązaniu kontaktu z piechotą osłaniamy lewe jej skrzydło w odwrocie ku Limanowej.

 

     Po pewnym czasie, gdy bitwa ścichła, oddzielamy się od piechoty i stajemy w Mordarce, dużym folwarku pod Limanową. Opatrzność pozwoliła nam wycofać się z niewielkimi stosunkowo stratami, z takiej sytuacji, z której zdawało się, że żywa dusza nie powinna była uratować się.

 

7 XII. Od strony, z której wczoraj przyszliśmy, słychać armaty. Więc bitwa się wznowiła, ale nie wiem, czy prowadzi ją nasza piechota, czy też Austriacy. Mówią, że wczoraj w bitwie pod Marcinkowicami brała udział artyleria legionowa. O jej istnieniu dowiaduję się po raz pierwszy, choć podobno była już w bitwie pod Krzywopłotami. Przed wieczorem z Mordarki przenosimy się do Limanowej, gdzie rozmieszczamy się w podmiejskich budynkach.

 

 

 

Artyleria legionowa. Zbiory Marka Sukiennika.

 

8 XII. Rankiem słychać śpiew nadciągającej naszej piechoty. Biegnę na przełaj ku szosie i w nadchodzących poznaję 1. Kompanię I batalionu. Niespokojny o swoich kielczan przeglądam maszerujące czwórki i słyszę głos Kostka: „Zadora (pseudonim Wincentego Solka-K.C.), kobylarzu, jak się masz?!” Bogu dzięki, kielczanie są wszyscy, a ich pluton ma tylko jednego zabitego (zginął jeden z braci Kołodziejów) i dwóch ludzi rannych. Na nikim nie znać przygnębienia po marcinkowickiej i wczorajszej bitwie pod Pisarzową. Pytam, czy nie są głodni, ale w odpowiedzi otwierają chlebaki i podają mi garście sucharów „wyfasowanych” z mijanego w odwrocie austriackiego wozu.

 

     Po południu zjawiają się na polach za Limanową długie rzędy tyraliery kolorowo umundurowanego landszturmu austriackiego. Odległe początkowo strzały armatnie o zmroku odzywają się blisko i nad miastem ukazują się ogieńki pękających szrapneli. Siodłamy konie i rozpoczyna się zwykła służba meldunkowa i wywiadowcza. Posłany do dowódcy austriackiego landszturmu walę galopem wzdłuż leżącej jego tyraliery i dziwię się, widząc na całej linii w płytkich okopach starannie pochowane głowy, a wystające w czerwonych spodniach zadki landszturmistów, a jakby właściciele ich bynajmniej nie dbali o nie.

 

 

 

Legioniści w okopach uzbrojeni w przestarzałe karabiny Werndla. Wśród zróżnicowanych nakryć głowy znajdujemy zarówno słynne maciejówki jak i rogatywki popularne w II Brygadzie. Czapki tego typu były tworzone poprzez przerobienie standardowej austriackiej czapki polowej. Zbiory Marka Sukiennika.

 

     Stając przed majorem Czechem zostaję przede wszystkim skrzyczany, że jadąc wzdłuż jego linii zdradzam jej stanowisko i narażam na ostrzeliwanie. Wracając ta samą drogą widzę nad miastem płomienie pożaru i słyszę grzechot karabinów. Wkrótce austriacka piechota posuwa się naprzód i zajmuje miejsce naszych oddziałów. Wycofujemy się z Limanowej. Szkatuła mówi, że jeździł z meldunkiem do sztabu naszego stojącego w mieście i widział Dziadka (Józefa Piłsudskiego-K.C.), gdy granaty rosyjskie rwały się na podwórzu kwatery sztabowej. Na krótkim postoju w Słopnicach żegnam się ze swoim wierzchowcem, który zgodnie z zapowiedzią wraca do Beliny, a ja składam swój rynsztunek na wozie i wraz z taborem odjeżdżam do Tymbarku.

 

 

 

Południowo-wschodnia strona limanowskiego rynku na początku XX wieku. Tak również miasto wyglądało w okresie I wojny światowej.

 

 

 

Wschodnia część limanowskiego rynku w okresie I wojny światowej. Na pierwszym planie widzimy zbiornik przeciwpożarowy z figurą Świętego Floriana oraz drewnianą studnię. W tle nieistniejące już parterowe domy mieszczańskie.

 

 

 

Bardzo ciekawa fotografia przedstawiająca austriacką kuchnię polową stojącą w północno-wschodnim narożniku rynku limanowskiego przy wjeździe na mały rynek.

 

     9 XII. Po krótkim śnie, niewyspany i zmęczony, wychodzę na dwór. Dziesięciowozowy nasz tabor stoi na plebańskim podwórzu. Miasteczko zapchane honwedami i taborami, w stronę Limanowej dudnią armaty, a szosą przechodząca środkiem miasteczka maszerują w tamtym kierunku bataliony austriackie. Wracając spotykam na podwórzu plebana, księdza prałata, miłego staruszka, który biorąc mnie pod rękę powiada: „Pokażę panu polskiego Węgra, czy też raczej węgierskiego Polaka”. Podeszliśmy do honweda, takiego samego Węgra jak i jego koledzy, który nie mówi, ani nie rozumie po polsku, nazywa się jednak Grabowski, bo jest prawnukiem polskiego emigranta z 1848 roku.

 

     Przespawszy się ponownie w ciepłej i zacisznej stajni, wychodzę na rynek. Od strony Limanowej ciągną wozy z rannymi. Spiesznym krokiem przechodzi ku Limanowej batalion Niemców, idąc w samych tylko mundurach, zgięci pod tornistrami z przytroczonymi do nich pikelhaubami, z karabinami zawieszonymi na wyciągniętych szyjach. Dwie ich kuchnie polowe stają na rynku. Kiedy słońce zniżyło się ku zachodowi, widzę grupy tych samych Niemców, wracających teraz bez karabinów i tornistrów, z obandażowanymi głowami, lub zawieszonymi na temblakach rękami. To lżej ranni. Tuż za nimi idą podwody z ciężkorannymi i rzeczami. Kuchnię wydają przechodzącym smakowicie pachnącą grochówkę. Widząc mnie, przez dłuższy czas przyglądającego się Niemcom, kucharz zawołał mnie po niemiecku i podał pełną menażkę zawiesistej grochówki, którą nie wymawiając się, począłem zjadać. Gdyśmy znaleźli się sami, przemówił po polsku, że wie że jestem legionistą i że on jest twardy Polak z Bydgoszczy, tylko im po polsku nie wolno mówić.”

 

 

 

Dziękuję panu Markowi Sukiennikowi za udostępnienie zdjęć legionistów.

 

 

 

Ujął w całość: Kacper Czochara

 

Źródła:

-Wincenty Solek „Pamiętnik legionisty”, Opracował, wstępem i przypisami opatrzył Wiesław Budzyński, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1988.

-polska-org.pl: Polska na fotografii

-Zbiory Marka Sukiennika

-Domena publiczna

 

 

 

 

 

 

 
Limanowskie Stowarzyszenie Historii Ożywionej Jabłoniec 1914
Adres: ul. T.Kościuszki 6, 34-600 Limanowa
KRS: 0000485295
NIP: 7372203252
REGON: 122988528
Partnerzy:
Ta strona wykorzystuje pliki cookies i inne technologie. Korzystając z witryny wyrazasz zgodę na ich używanie.Dowiedz się więcejRozumiem