JABŁONIEC 1914
Limanowskie Stowarzyszenie Historii Ożywionej
Aktualności
dodano: 19-12-2020 21:48:26,
odsłon: 983
PL
O puszcie poetycko, w przenośni i dosłownie

 

 

Piękna fotografia na starej karcie pocztowej. Ja zatytułowałbym ją: „Przed burzą”. Kwintesencja sztuki fotografowania, czyli rysowania światłem. Autor fotografii: Bakonyi Béla.  Hortobágy, Ménes (tabun, stado). Wydawnictwo KAK, Budapest. Karta pocztowa w zbiorach M.S.

 

   Zbliża się wyjątkowy błogosławiony czas Świąt Narodzenia Pana. Odłóżmy na bok panoszącą się pandemię, politykę, historię (chociaż nie do końca), a sięgnijmy po temat lżejszy, zahaczający o etnografię, z poetyckim podtekstem. Temat, oczywiście, poświęcony Bratankom Węgrom. Wpadł mi ostatnio w ręce ciekawy egzemplarz miesięcznika pt. Przegląd Polsko-Węgierski, Organ Towarzystwa Polsko-Węgierskiego im. Stefana Batorego, Nr. 3 (8), Rok III, Warszawa, wrzesień 1938 r., a w nim sporo interesujących artykułów na temat bratnich relacji polsko-węgierskich.

 

 

 

Wydawca: za Tow. Polsko-Węgierskie im. Stefana Batorego – Wice-prezes Henryk Drozdowski

Redaktor: Stella Olgierd. Druk. J.E. Skrobiński Warszawa, Senatorska 21.

   Wybrałem artykuł napisany niezwykle poetyckim językiem, traktujący o puszcie węgierskiej, który to zamieszczam poniżej. Lektura w sam raz na świąteczny wolny czas.

 

 

Autor: Alfred de Kibédy

 

ŻYCIE I DZIWY PUSTY WĘGIERSKIEJ

A magyar puszta élete és csodái

 

   Hortobágy, sierpień. Równa, jak powierzchnia morza, kiedy w pogodne dni ciszy morskiej, powietrze niemal zawisa w przestrzeni. I bezgraniczna i smutna jest pustynia. Nie posiada jednakże połysku morza, błękitnego światła niebios, ani drgających na zielonkawem morzu białych żagli, ani ruchliwych wydmisk wyschłej pustyni, ani oaz zieleni i świeżości; jest stwardniałem, pustem morzem ziemi, pod którą kryje się i wydobywa nagle mizerna i powykręcana, jakby przeklęta, trawa rzadka i wiotka, zielonkawo-żółta.

   Ale nie zawsze tak wyglądała nizina Hortobágy.

   I ona, podobnie, jak Egipt, była darem wielkiej rzeki, Tibisko, która wyrównała ją i ukształtowała swojemi usypiskami, a kiedy w końcu wody rzeki Hortobágy, które przebiegają ją w całej długości, zdradziły ją, dzieje pusty stały się nieustanną walką i bólem, jak przeznaczenie Węgier.

   Zamieszkała aż do epoki neolitu, jeszcze w pierwszych wiekach Królestwa św. Stefana usypana była drobnemi wioskami i odludnymi folwarkami. Znaczną część jej tetytorjum, zwłaszcza wzdłuż rzeki Cisy (zwanej po łacinie wówczas Tibisko) ryły cierpliwie i wytrwale pługi synów Arpada, a bujne żniwa, owoce i kwiaty rodziły się uświęcone ludzką pracą.

   Potem przybyli Turcy, walcząc, niszcząc, paląc i łupiąc. Podkładali ogień pod wioski i zrujnowane domy; wytępili mieszkańców; w galopie przebiegali na koniach przez obsiane pola. A którędy przeszli, nie pozostawiali nic poza sobą; ani ludzi, ani drzew, ani trawy, ani domów. Hordy barbarzyńskie ze Wschodu niweczyły wszystko, a lud węgierski krwawił w walkach, które zdało się, nie będą miały końca, w obronie cywilizacji zachodniej.

   Nie odbudowano już nigdy na niezmierzonej równinie wiosek i folwarków, które ongiś tetniły życiem i dawały pracę ludziom, a czas – niwelator, przeszedłszy z swą nieubłaganą kosą, skreślił z powierzchni i pozostałe tragiczne resztki.

 

 

 
Hungary. Csikósok a Hortobágyon. Wydawnictwo: Barasits kiadása, Budapest. Obieg z kwietnia 1939 roku. Karta pocztowa w zbiorach M.S.

 

 

   Dzisiaj nizina Hortobágy jest własnością miasta Debrecen, leżącego od nie w odległości około 40 km. Z powierzchni, obejmującej 24 tysiące ha, tylko 4 tysiące, w pobliżu rzeki Cisy, zajete są pod uprawę zbóż. 1500 ha zajmują sztuczne stawy rybne, reszta zaś jest pastwiskiem.

   I tak, od wiosny aż do późnej jesieni, żyjąc pod gołem niebem i żywiąc się tem, co znajdą, tysiące i tysiące koni, wołów, świń i owiec zaludnia niezmierną równinę, a strzeże ich kilka dziesiątków pasterzy.

   W szczęśliwych czasach wielkich i kwitnących Węgier hodowano tam około 80 tysięcy zwierząt. Dzisiaj jest ich tylko około 30 tysięcy, a i tę ilość prawdopodobnie trzeba będzie zmniejszyć, wskutek trudnych warunków, w jakich znajdują się Węgry.

   Przepiękne, pół-dzikie konie, wszystkie rasy węgierskiej, jedyne, które znoszą ten prymitywny sposób hodowli, podzielone są na stada („menes”) każde o 500 sztukach, pod dozorem jednego pasterza na koniu („csikós”).

   Ci pasterze, którzy ubierają się w strój charakterystyczny, składający się z koszuli z białego płótna ręcznie tkanego, ze spodni z takiegoż płótna, koloru szafirowego, długich czarnych butów, płaszcza z grubego sukna, z baranicy o długiej wełnie i kapelusza pilśniowego o szerokim rondzie, są silni, śmiali, zahartowani na wszelkie zmiany powietrza. Prowadzą życie bardzo pierwotne, a podczas pilnowania stada mieszkają pod gołem niebem dzień i noc, podobnie, jak powierzone ich pieczy konie.

   Żywią się przeważnie potrawami mącznemi, jedzą mało mięsa i jedynie dla ochrony ubrania i zapasów żywności wznoszą małe chatki, które mają niewielką półkolistą, odkrytą przestrzeń przed sobą, odgrodzoną trzciną. Tutaj gotują, używając jako paliwa wyschnietego nawozu.

   Na puście niema ani cienia kobiety.

   Ci stróże koni, którzy opowiadają wiele ciekawych i romantycznych historyj o puście Hortobágy, są niezwykle dobrymi jeźdźcami, z którymi pod względem zręczności i śmiałości tylko cow-boye amerykańscy równać się mogą.

   Dosiadają swych ognistych rumaków, mających na grzbiecie siodło z zwykłego materjału i cienkiej skóry, bez popręgu, i popisują się wspaniałą jazdą, pełną brawury i odwagi, kiedy z nogami w strzemionach, puszczając konia w galop, i kręcąc nad głową ogromnym batogiem ze skóry o rączce pięknie powyrzynanej i inkrustowanej, w długich godzinach wypoczynków i samotności, stawiają mężnie czoło, opanowują i kierują wedle swej woli, olbrzymiem stadem rżących, rozkiełznanych koni, powierzonych ich pieczy.

   Skromniejszym, ale nie mniej malowniczym i ciekawym pod względem stroju, zwyczajów i przejawów najrozmaitszych życia nomady, jest pasterz trzód owiec, dla którego najulubieńszym wierzchowcem jest spokojny osiołek.

   Piechotą natomiast, uzbrojeni jedynie w długi kij, chodzą pasterze, strzegący wołów i świń.

 

 


Hungary. Élet a Hortobágyon: Csikósok. Wydawnictwo: Gárdony és Fenyvesiképeslapkiadó, Budapest. Karta pocztowa w zbiorach M.S.

 

 

 


Hungary. Lovak itatása (Konie u wodopoju). Wydawnictwo: Rotációs fényképsokszorositó üzem, Bpest, IX. Karta pocztowa w zbiorach M.S.

 

   Wśród „pusty”, pomiędzy końmi, wołami, owcami i świniami hoduje się także, na miejscach, nie nadających się do innej hodowli i … ryby.

   Chodzi tu o karpie, liny, wyzie i szczupaki, które hoduje się według najnowocześniejszych wskazań i wymagań, w olbrzymich, sztucznych stawach, najoryginalniejszych w Europie Środkowej, i mających największe znaczenie pod względem hodowli ryb, woda bowiem dopływa do nich doprowadzona z Cisy, kanałem o długości dwudziestu czterech kilometrów.

   Z prozy koni, wołów, świń i ryb, sztucznie tuczonych dla zadowolenia podniebienia połowy Europy, niechże mi wolno będzie przejść na zakończenie do poezji wzniosłego i uroczystego milczenia i błogosławionej samotności, jedynego dobra, jakie od wieków panuje wszechwładnie na „puscie” węgierskiej.

   Jeśli chcesz zakosztować tej błogości i ocenić jej urok, pełen niewiadomego i nieznanego, trzeba ci pozostawić profanujący ciszę samochód u progu „pusty” i konno, w godzinach kiedy słońce stoi najwyżej nad tobą, pokłusować przed siebie w dal bez końca, aż ku mieniącemu się horyzontowi bezgranicznej równiny.

   Nie rozbrzmiewa odgłos kopyt końskich po trawie smutnej i spalonej.

   Bezszmerny jest lot bocianów, czczego symbolu płodności wśród nieurodzajnej równiny.

   Gorące powietrze zapala się światłem i kolorami; jeziora, lasy, morze, olbrzymie morze, bardziej niezmierzone niż niezmierzoną jest „pusta”, wibruje na horyzoncie, jak wyczarowane różdżką magiczną.

   Najwyższe góry zdają się dotykać nieba a podnóża mieć głęboko zanurzone w wodzie.

   Stada koni galopujących w słońcu, wydają się być bajecznemi kawalkadami jakichś zwierząt przedhistorycznych. Olbrzymie krzyże, otoczone do koła, niby Krzyż Chrystusa, niezliczonymi promieniami które toną w nieprzezroczystym od oparów błękicie, nieba i ziemi, są to wysokie i chude, zwisające ramiona samotnych studzien … .

   To Fata Morgana, która stwarza dokoła w tej samotni „pusty” świat nierealny, zmieniający się z minuty na minutę; a kiedy przeminie pierwsze wrażenie zachwytu, przekonujesz się, że jedyną rzeczą prawdziwą są konie, woły, ryby, których nie widzisz na dnie, w wielkim stawie; jedynym, którego woda, z tysiącami i tysiącami szczupaków, karpi, i linów, nie jest wynikiem fantastycznego mirażu „pusty” węgierskiej, w rozpalonem do białości południu letniego dnia.

 

                                                                                                                               (koniec artykułu)

 

 


KECSKEMÉT-BUGAC. Csikós. Wydawnictwo: „Kultura” Kecskemét. Karta pocztowa w zbiorach M.S.

 

   Poniżej zamieszczam kilka starych kart pocztowych z moich zbiorów, poświęconych tematyce puszty.

 

 

 


Csikós. Obieg z 1899 roku. Karta pocztowa z długimi liniami adresowymi.

 

 

 

 
Csikós w kolorze. Obieg z 1916 roku.

 

 

 


Hortobágyi csikós. Obieg z 1911 roku.

 

 

 


Pasterze owiec.

 

 

 

 

 

 

 

 

Stara węgierska fajka, zakupiona w Segedynie, w roku 2011. Na drewnianym cybuchu wyrzeźbiony rączy koń na stepie. Niewykluczone, że puszczał z niej dymka csikós.

 

Sándor Petőfi

 

PUSTA ZIMĄ

(A PUSZTA TÉLEN)

R. 1848.

Przekład: Andrzej Gawroński

 

Hej, teraz to pusta jest pustą doprawdy!

Ale bo też jesień dziwnie rządzi zawdy,

Co wiosna zasieje,

Co latem dojrzeje,

Wszystko lekkomyślnie rozrzuci, roztrwoni,

Nie zastanie zima żadnych skarbów po niej.

 

Już kołatka owcza nie przerywa głuszy,

Już nie słychać tęsknej fujarki pastuszej,

Oniemiały ptaki,

Stepowe śpiewaki,

Juz koniki polne w trawach grać przestały,

Nawet nie zaskrzypi i ten świerszczyk mały.

 

Step gładki, jak gdyby morze ścięte lodem,

Jak ten ptak zmęczony słońce sunie spodem,

Snać przeto tak nisko,

Że już biedaczysko

Pochyla się z wiekiem, żeby widzieć lepiej …

A i tak nie wiele uświadczy na stepie.

 

Pustki u rybaków i w letnim szałasie,

Bydło się zamknięte suchem sianem pasie,

A kiedy wieczorem

Otworzą oborę,

Smętnie porykując biegnie byczek młody,

Wolałby ze stawu, niż ze studni wody.

 

Parobek dobywa tytoniowych liści,

Z za belki u stropu, na progu umieści,

Co trzeba odmierzy,

Lulkę jak należy

Z buta wyjmie, natka, tak i pyka sobie,

Poglądając czasem, czy jest siano w żłobie?

 

Nawet w karczmie zwykłe zacichły hałasy,

Możecie, karczmarze, spać za wszystkie czasy,

A wino i wódkę

Zamknąć choć na kłódkę

I klucz w kąt wyrzucić. Nikt drzwi nie otworzy,

Śniegami zawiała zadymka świat boży.

 

Teraz w nim królują wichry, huragany,

Jeden hen w przestworzach zwodzi dzikie tany,

Drugi, nie tak chyży,

Parska gniewem niżej,

Jak iskry z krzemienia, zamieć stepem leci;

Wtem z ziemi poderwał się zapaśnik trzeci.

 

Pod wieczór wichura zziajana przylega,

Step ogarnia tuman od brzega do brzega,

Cień jakiś w półmroku

Ukaże się w oku,

To spóźniony betyár konno do domu dąży...

Z tyłu wilk pomyka, kruk nad głową krąży.

 

Jak ten król wygnany nad kraju granicą,

Słońce, nim odejdzie, odwróciło lico,

Przez chwilę zawiśnie,

Gniewnem okiem błyśnie,

Lecz nim wzrok ogarnął dalekie kolisko,

Już krwawa korona stoczyła się nisko.

 

Źródło: Aleksander Petőfi, Poezje wybrane, z węgierskiego przełożył Andrzej Gawroński, Kraków MCMXXX (str. 33-35).

 

 


Porcelana z manufaktury budapesztańskiej (w zbiorach M.S.)

 

 

 

                                     Ujął w całość i ilustracjami ze swoich zbiorów opatrzył Marek Sukiennik

 
Limanowskie Stowarzyszenie Historii Ożywionej Jabłoniec 1914
Adres: ul. T.Kościuszki 6, 34-600 Limanowa
KRS: 0000485295
NIP: 7372203252
REGON: 122988528
Partnerzy:
Ta strona wykorzystuje pliki cookies i inne technologie. Korzystając z witryny wyrazasz zgodę na ich używanie.Dowiedz się więcejRozumiem