Pal licho, czy to słowo (mam na myśli leczo) się odmienia przez przypadki, czy też nie. Zdania są podzielone. Tak jak i z przepisem na to danie. Nawet i na Węgrzech składniki tej pysznej potrawy, symbolu miadziarskiej kuchni, ewoluują w zależności od regionu. Ja, jako człek starszej daty, trzymam się wyuczonej w czasach szkolnych zasady, że takich słów będących rzeczownikami rodzaju nijakiego zakończonych na „o” (studio, radio,logo, itp.) się nie odmienia, i tak już niech zostanie.
To była pierwsza moja (nasza wspólna, z synem) wizyta w Białogrodzie Stołecznym, historycznej stolicy Królestwa Węgier. Węgrzy, w rozmowach (co zasłyszałem już później) mówią po prostu Fehérvár. Na trasie naszej włóczegi po Nizinie Węgierskiej, śladami bohaterów Bitwy Limanowskiej z 1914 roku, po Segedynie, Baji, Mohaczu, Peczu i Balatonie, to miasto było kolejnym etapem. Gwoli przypomnienia, stąd rekrutowali się cesarsko-królewscy huzarzy z 10. liniowego regimentu Wilhelma, bohaterzy krwawych grudniowych walk na Jabłońcu i Golcowie. Czysty przypadek sprawił, że trafiliśmy akurat na kulinarny festiwal leczo, który nota bene organizowany jest tutaj rokrocznie. Jednakże czy na karb przypadku można złożyć i to, że spotkaliśmy wtedy niezwykle sympatyczną delegację Polonii Węgierskiej z Fehérváru, złożoną z Bratanków Węgrów i Polaków tu mieszkających, to już inna sprawa. To spotkanie zaowocowało przyjaźnią i współpracą po dziś dzień.
Polaków i Węgrów wspólny toast palinką. Bratankowie Węgrzy częstują na powitanie kieliszkiem palinki; odmówić gościnnego poczęstunku, to wielki afront. Naprawdę dobra palinka musi mieć 70 %! Ja, niestety, miałem dyżur za kierownicą.
Ogólnokrajowy Samorząd Mniejszości Polskiej na Węgrzech (z siedzibą w Budapeszcie) to duże stowarzyszenie zrzeszające Polaków mieszkających w tym państwie, a także Węgrów, z rodzin mieszanych, polonofilów, przyjaciół narodu polskiego. Działa bardzo aktywnie, otrzymuje pomoc finansową ze strony państwa węgierskiego, przedstawiciel zasiada w parlamencie węgierskim, ma swoją prasę. W wielu miastach na Węgrzech, mniejszych czy większych, działają prężnie lokalne samorządy polskie. Wedle mnie, to ewenement w skali światowej.
Wracając do festiwalu leczo, to było wielkie rodzinne święto społeczności miasta i okolicy. Kilkaset stanowisk kulinarnych; każde grupujące znajomych, sąsiadów lub rodzinę, przyrządzających leczo w przeróżnych kociołkach małych (wielkości patelni) i dużych (na kołach). Inwencja twórcza godna podziwu. Historyczne i regionalne stroje, muzyka, degustacja palinki, tudzież inne dodatki dopełniały obrazu uroczystości. Z kolei w sąsiedniej ulicy rozgościł się kiermasz regionalny. Zwiedzanie miasta splatało się siłą rzeczy z opisanymi wyżej atrakcjami kulinarnymi i nie tylko. O zabytkach Székesfehérváru pisałem w innych artykułach.
Handlowe pertraktacje z miłymi paniami (o ile pamiętam, znad Dunaju) zaowocowaly zakupem pięknie wyszywanej serwety (gospodynie zapewniały solennie, że „handarbeit”),
która to po dziś dzień zdobi domowy stół.
Tekst: Marek Sukiennik
Fotografie: Maciek Sukiennik